DONNER
Nie
wrócił już tej nocy do domu.
Z
początku kręcił się na miejscu zbrodni przy technikach, którzy zabezpieczali
wszystkie ślady, aby upewnić się, że każde dowody trafią do laboratorium.
Czekał na wiadomość ze szpitala, aby pojechać i przesłuchać tę dziewczynę. Musieli
wyciągnąć od niej jak najwięcej szczegółów. W tej chwili była ich jedyną
nadzieją na to, że kiedykolwiek uda się złapać tego zwyrola. Donner nie
potrafił zrozumieć jakim cudem nie ma żadnych śladów. Na kamerach nic nie było,
ludzie nigdy nic nie słyszeli ani nie widzieli. Miasto zaczynało żyć w strachu.
To nie był ubiegły wiek, ale ludzie nadal bali się wychodzić na zewnątrz. Zwłaszcza
po nocy, gdy nie było wiadomo co czeka na ludzi w ciemnościach. Ciągnęło go do
tej pracy nie tylko ze względu na tajemnicę, którą była owiana. Pomagał
ludziom. Chciał to robić, czuł się wtedy spełniony. Może nie zawsze udawało mu
się wszystkich uratować, jednak zazwyczaj złapanie sprawcy nie sprawiało mu zbyt
wielu problemów. Nad sprawą Podwieszacza pracowali wszyscy detektywi i
policjanci, każdy posterunek w Detroit był postawiony na baczność, gdy chodziło
o tę konkretną sprawę. Każdy musiał mieć na uwadze to, co się działo w
ostatnich miesiącach. Naiwnie wierzył, że przypadkiem uda mu się rozwiązać tę
sprawę. Wiedział doskonale, że gdyby stanął oko w oko z tym człowiekiem, a może
raczej bestią, bo tak powinien go nazywać, bez zastanowienia wycelowałby w
niego kilka kulek, dla pewności, że skurwiel umarł raz na zawsze. Nie była to
odpowiednia kara dla kogoś, kto skatował osiem kobiet. Ale nie zasługiwał na wygodne
życie w więzieniu czy w szpitalu psychiatrycznym, gdzie do końca życia miałby
zapewnioną opiekę. Donner choć znał prawo, jak własną kieszeń od ulubionych
jeansów, miał w głowie inną sprawiedliwość dla tego człowieka. Swoją własną. Tą
słuszną.
Spędził
jednak większą część czasu na komisariacie. Przeglądał poprzednie akta z ofiarami,
szukał wspólnych cech. Czegokolwiek, co mogło go naprowadzić na trop mordercy.
Kimkolwiek on nie był, nie miał równo pod sufitem. Przeglądając akta Veasey
zdawał sobie sprawę, że każda kolejna ofiara jest traktowana coraz gorzej.
Ostatnia nazywała się Blair Hopper, miała dwadzieścia siedem lat i pracowała
jako pielęgniarka w szpitalu, do którego ją przewieziono. Z tego co już udało
się ustalić poprzedniej nocy nie miała dyżuru, a wracała z przyjęcia urodzinowego
od swojej najlepszej przyjaciółki Nancy Potter. Kobieta, tak samo jak wszyscy
zaproszeni goście, zostali przesłuchani nazajutrz. Donner słyszał płacz kilku
kobiet, gdy dowiedziały się, co stało się ich przyjaciółce. Nie brał udziału w
przesłuchiwaniu, choć wszystkiemu się przysłuchiwał i zapamiętywał
najważniejsze szczegóły. Z nagrań, które robili na różne social media dało się
zauważyć, że Blair wyszła jako pierwsza. Prawdopodobnie ze względu na dyżur,
który miała wpisany na dziś wieczór. Pozostałe dziesięć zaproszonych osób (oraz
dwójka gospodarzy) bawiło się w swoim towarzystwie w najlepsze do samego rana.
Ich zabawa zakończyła się o czwartej, dwie godziny po tym, jak Blair Hopper została
znaleziona, a więc nie było podejrzanych wśród imprezowiczów.
Powieki
same mu opadały i czuł, że potrzebuje więcej niż tylko kawy, która sprawia, że
jego serce zaczyna bić jak szalone, a on sam się czuje, jakby był bliski zawału
serca. Obiecał sobie, że po przesłuchaniu Blair wróci od razu do domu i się
wyśpi. Był jedyną osobą, która się do tego nadawała. Smith przytłoczyłby ją,
doprowadził do płaczu i zapewne jeszcze wydarł, że nie odpowiada na jego pytania
tak, jakby on tego chciał. Ufał Jackie, ale nie uważał, aby była ona na tyle
delikatna, na ile wymagała tego sytuacja. Dlatego teraz jechała jako jego partner
pomocnik, a to on zadawał wszystkie potrzebne pytania. Oddał jednak w jej ręce
kierowanie. Nie ufał sobie na tyle, aby siadać za kółko, a sama Jackie
najwyraźniej też wyczuwała, że Veasey się zupełnie do tego nie nadaje. Wyruszyli
tak szybko, jak tylko doktor Grey do nich zadzwonił i poinformował, że panna
Hopper jest gotowa na odwiedziny. Dwa razy, jednak zaznaczała, aby wysłać
kogoś, kto będzie potrafił do niej dotrzeć i nie będzie naciskał. Jak widać nie
tylko lekarze się obawiali tego, że zły personel może zostać wysłany do
pokrzywdzonej. Niecałe trzydzieści minut później Donner i Jackie byli już na
miejscu. W recepcji zostali wysłani na odpowiednie piętro. Kobieta, z którą
Donner rozmawiał przez telefon okazała się być wysoką, obciętą na krótko
blondynką z mocnym i pewnym uściskiem dłoni. Jej szare oczy pokazywały
zmęczenie, które Donner potrafił doskonale zrozumieć. Obydwoje w tej chwili
słaniali się na nogach, a mimo to wykonywali swój roboczy obowiązek.
—
Analise Grey, lekarz prowadzący Blair Hopper — przedstawiła się, wprowadzając
ich do swojego gabinetu. Był urządzony dość chłodno, a jedynym przyjaznym elementem
było zdjęcie przedstawiające Analise Grey w objęciach, najwyraźniej, męża. Donner
nie ośmielił się zapytać. — Zgaduję, że zanim przejdziemy do przesłuchania,
chcieliby państwo znać szczegóły.
—
Tyle, ile może nam pani powiedzieć — odezwał się Donner — to nie pierwsza jego
ofiara, jednak pierwsza, której udało się przeżyć i naprawdę zależy nam na tym,
aby opowiedziała jak najwięcej. W jakim stanie jest Blair?
Doktor
Grey nie wyglądała na przyjazną, a z kolei oni nie przyszli tutaj po to, aby znaleźć
nowe znajomości i Donner doceniał profesjonalizm. Potrzebowali informacji, musiał
wiedzieć wszystko. Choć jeśli się nie mylił diagnoza Blair nie będzie się wcale
różniła od pozostałych. Jedyne co ją wyróżniało to brak śladów lin na nadgarstkach,
nie była podwieszona nad ziemią. I miał nadzieję, że nie była również
zgwałcona.
—
Nie miałam styczności z pozostałymi kobietami, detektywie Veasey. Zostały mi
jednak przesłane ich dane, raporty z sekcji zwłok. Panna Hopper miała wiele
szczęścia w porównaniu do innych kobiet. Została dotkliwie pobita, krwotok
wewnętrzny wymagał operacji. Nie potrafię tego wyjaśnić, żaden lekarz nie
potrafi, ale jej miednica została zmiażdżona. Wyglądała, jakby ktoś upuścił na
nią coś cholernie ciężkiego z dużej wysokości. Na całe szczęście jej kręgosłup nie
jest ruszony, jednak połamane żebra, pęknięta czaszka, wstrząs mózgu. Straciła
słuch w lewym uchu.
Doktor
Grey wstrzymała się na moment. Do obojga detektywów dopiero dotarło, że
przecież Blair była ich koleżanką. Każdego dnia lekarze, pielęgniarzy, którzy w
nocy ratowali jej życie na co dzień mijali ją na korytarzach. Widywali ją z
uśmiechem na twarzy, plotkującą, zajmującą się pacjentami. Możliwe, że nawet
czasem wychodzili z nią na drinka po zmianie, przebywali w swoich domach i
zwyczajnie się przyjaźnili. Widok skatowanej znajomej musiał być szokiem dla
wszystkich. Doktor Grey potrafiła zachować profesjonalizm, nawet jeśli
potrzebowała na chwilę przerwy i uspokojenia swoich emocji. Oboje z Jackie to
rozumieli, nie pospieszali jej zwyczajnie chcąc dać kobiecie trochę czasu na
to, aby się uspokoić i opanować.
—
Rozumiemy to wszystko, zapewniam panią, pani Grey — odezwała się Jackie. Teraz
nie przypominała mu wrednej suki, którą prezentowała na co dzień w pracy, a
raczej po prostu kobietę, która rozumiała ból drugiej. — To jest ciężka sytuacja
dla nas wszystkich. Chcemy pomóc pani Hopper, znaleźć tego, który jej to
zrobił. Jeśli Blair nie będzie w stanie dłużej odpowiadać na pytania, nie
będziemy jej męczyć. Bardzo ważne jest dla nas jednak to, aby wyciągnąć od niej
jak najwięcej informacji. Jest nam to potrzebne, aby schwytać tego, który jej
to wszystko zrobił. On zasługuje na usłyszenie wyroku, a Blair i poprzednie
kobiety na sprawiedliwość po tym, co im wyrządził.
Donner
miał szczerą nadzieję, że po złapaniu Podwieszacza otrzyma karę śmierci. Oczywiście
ten proces będzie ciągnął się miesiącami, rozprawy, sędziowie i przysięgli, którzy
będą musieli zdecydować czy tak powinno się to skończyć. W więzieniu dostałby
za swoje, o ile nie trzymaliby go w zamknięciu przez całą dobę. Jednak i
strażnicy potrafili być cholernie nieprzyjemni, a wiedział, że tych, którzy
narobili naprawdę dużego bałaganu, krzywdzili innych mieli w więzieniu
przejebane. Miał znajomych wśród strażników, z opowieści słyszał wiele i jeśli
wziąć je wszystkie pod uwagę, szczerze liczył na to, że zostanie on ukarany na
każdy możliwy sposób, jeśli już się znajdzie w więzieniu.
—
Obiecałam jej, że nie będziecie tam długo. Blair jest dobrą znajomą nas
wszystkich, zasługuje na traktowanie, jak z najwyższej półki. Jeśli będziecie
ją zamęczać, wiercić dziurę w brzuchu, nie wrócicie tutaj więcej.
Obietnica
brzmiała groźnie i szczerze. Po błysku w jej oczach widać było, że nie żartuje.
Nie mogli się dziwić, skoro chciała wszystkiego co najlepsze dla swojej
znajomej. W szpitalu Blair Hopper była teraz priorytetem dla wszystkich. Dla
lekarzy, pielęgniarek i pozostałych detektywi byli niczym intruzi, którzy
chcieli się wtrącać w nie swoje sprawy. Porozmawiali jeszcze przez chwilę.
Zdradziła im nieco więcej szczegółów, a następnie zaprowadziła do odpowiedniej Sali.
Przed wejściem musieli nałożyć ochraniacze na buty, te były w jasno niebieskim
odcieniu i szeleściły przy każdym kroku. Donner potrzebował dowiedzieć się, jak
najwięcej szczegółów z tamtej nocy. Mimo, iż wiedział w jakim stanie była
kobieta nie przygotował się w żaden sposób na to, co zobaczył po wejściu do Sali.
Hopper miała rude włosy, teraz nie było ich widać przez bandaż, który był
zawinięty wokół jej głowy. Twarz była napuchnięta, widać było szwy, ciemnofioletowe
siniaki i zadrapania. Była unieruchomiona, aby nie nadwyrężać ciała i podpięta
do maszyn, których Donner nie potrafił nazwać. Wyglądała przerażająco, jak ktoś
z kogo uleciało całe życie. Doktor Grey podeszła pierwsza, wyjaśniając jej
łagodnym tonem głosu po co tutaj znalazł się Donner i Jackie. Blair, choć
wystraszona kiwnęła głową na znak, aby podeszli bliżej.
—
Witaj, nazywam się Donner Veasey, a to jest Jacqueline Bisset — przedstawił
ich, na wydźwięk swojego pełnego imienia Jackie skrzywiła się, jakby ktoś jej
wlał do ust sok z cytryny. — Jesteśmy detektywami z wydziału zabójstw z Wydziału
Policji W Detroit. Chcielibyśmy ci zadać kilka pytań, Blair. Wiem, że jesteś
zmęczona i najpewniej nie chcesz z nami rozmawiać.
—
Chodzi o Podwieszacza, wiem — przerwała mu. Dopiero teraz zwrócił uwagę na to,
że doktor Grey trzymała Blair za bladą dłoń. Na niektórych paznokciach trzymała
się jeszcze hybryda, z innych była ona całkiem zdarta. Ona była przed tym naprawdę piękną kobietą, pomyślał Donner. — Nie
wiem czy mogę wam pomóc, niewiele pamiętam.
—
Nie szkodzi. Przyda nam się każda informacja, Blair. Jesteś jedyną… Cóż, tylko
tobie udało się przeżyć. Opowiesz nam, jak do tego doszło? Co się wydarzyło po
opuszczeniu domu Nancy? Wiemy, że byłaś na jej przyjęciu urodzinowym. Ktoś ci
proponował podwózkę, może nie zauważyłaś, gdy wychodziłaś z jej domu, że ktoś
cię śledzi?
Nastała
cisza, która wydawała się ciągnąć w nieskończoność. Donner chciał jednak dać
kobiecie tyle czasu, ile było trzeba. Nie chcieli jej wystraszyć tylko
przyciągnąć do współpracy z policją, a pospieszaniem nie osiągnęliby tego.
Wyobrażał sobie na tym miejscu Smitha, który chrząkałby w znaczący sposób,
spoglądał na doktor Grey i łypał okiem na Blair żądając wszystkich szczegółów.
Wyrzucił czym prędzej ten obraz z głowy, nie potrzebował tego teraz. Musiał
skupić całą uwagę na Blair. Zauważył, że mówiła z trudem. Wracanie do zeszłej
nocy nie mogło być przyjemne.
—
Wyszłam z domu Nancy około jedenastej. Miałam mieć następnego wieczoru dyżur i
chciałam być wyspana, ale to były urodziny mojej najlepszej przyjaciółki i nie
mogłam odmówić. Nancy kazała mi zamówić taksówkę, ale mieszkam dwadzieścia
minut spacerkiem od niej. Uznałam, że bez sensu wydawać dwadzieścia dolców na
taksówkę, jak mogę ten kawałek przejść. Znałam tę drogę na pamięć, chodziłam nią,
odkąd skończyłam osiemnaście lat i… wszystko było w porządku. Ja… nie wiem
dokładnie co się wydarzyło, ale… zrobiło się zimno. Bardzo zimno. Noc i tak była
chłodna, ale to, jakby nagle spadło do dziesięciu stopni poniżej zera. Widziałam
swój własny oddech. Zaczęłam iść szybciej, nawet myślałam czy nie wrócić do
Nancy, ale jak się odwróciłam… nie widziałam niczego. Żadnych domów, latarni
czy ulicy. Była… po prostu ciemność. Chyba wtedy uderzył mnie pierwszy raz, w
głowę. Nie jestem pewna, ale nie pamiętam co było później. Obudziłam się już… w
tamtym budynku, gdziekolwiek to było.
Zrobiła
przerwę. Wszyscy jej potrzebowali.
Kątem
oka widział, jak Jackie wszystko dokładnie notuje w notesie. Potrzebowali, jak najwięcej
informacji. Blair jako ich jedyne źródło była teraz złotym skarbem, monetą,
przepustką. Nie ważne, jak bardzo niewiarygodne wydawały się być jej słowa.
Musieli w nie uwierzyć. W przeciwieństwie do Jackie, Donner nie miał żadnych
uprzedzeń. Nie obnosił się tym, kim był. Wolał o tym nie myśleć, a na co dzień
nie praktykował magii ani tym bardziej żadnych zaklęć. Czuł, że jest mu to
zbędne do życia. Chciał mieć normalne, ludzkie życie. Nie był jednak pewien na
ile ta sytuacja jest w pełni normalna. Oczywiście, że szukając sprawcy próbował
swoich zdolności, ale okazały się one być zupełnie bezużyteczne. Czekali kilka
minut. Blair z pomocą Analise napiła się wody, choć pokarm i napój dostarczała jej
rurka, to jednak zupełnie inaczej było zwilżyć usta wodą i przełyk. Poza Blair
nikt się nie odzywał.
—
Może to jakieś przebłyski albo sobie uroiłam, ale wydaje mi się, że coś mówił.
O woli swojego ojca czy coś takiego — wyznała. Odruchowo najwyraźniej poruszyła
ramionami, co od razu spotkało się z jękiem pełnym bólu i łzami w oczach. Grey
rzuciła coś o tym, aby uważała i ostrożnie poprawiła jej poduszkę. — Dziękuję,
Ana.
—
Czy potrafisz opisać jego głos?
—
Był… nieludzki. Nigdy nie słyszałam, aby jakikolwiek człowiek tak mówił. Chyba
nawet płakał, a później… cóż, później zrobił mi to — powiedziała odwracając
wzrok. Chciała uciec nie tylko od Donnera i Jackie, ale od tego wszystkiego co
jej się stało. Znaleźć się jak najdalej stąd i zapomnieć o tym wszystkim.
Donner żałował, że nie potrafi jej w żaden sposób pomóc.
—
Jeśli to wszystko, chciałabym, żebyście już wyszli — oznajmiła wkraczając do
akcji doktor Grey. Była niczym matka broniąca swojego dziecka. — Blair dużo
przeszła, potrzebuje odpoczynku.
—
Oczywiście, rozumiemy. Dziękuję Blair za poświęcony czas. Dużo to dla nas
znaczy. Jeśli coś sobie przypomnisz, dzwoń proszę na ten numer. Nie ważne co to
jest, może być nawet kolor ścian w tamtym domu. Dzwoń ze wszystkim.
Odebrała
od niego wizytówkę. Wykreślony był numer działu, a napisana jego komórka. Może
to faktycznie znaczyło, że Donner chciał rozwiązać tę sprawę i ułatwić jej to,
tak jak tylko się dało. Nie każdy detektyw taki był. Niektórzy lubili się
zachowywać, jakby byli władcami świata. Jackie i Analise opuściły salę
pierwsze. Donner kroczył tuż za nimi.
—
Don, Donner. Proszę, złap go dla mnie.
Odwrócił
się.
Blair
wydawała się być pogrążona w głębokim śnie.
—
Nieludzki głos? Co to do cholery miało znaczyć?
Jackie
przed wejściem do szpitala wyciągnęła paczkę papierosów odpalając jednego.
Poczęstowała Donnera, co było rzadkością. Nie odmówił. Stali w miejscu
przeznaczonym dla palaczy, zaciągając się trującym papierosem raz na jakiś
czas. Chyba nie było policjanta, który nie byłby uzależniony od kawy i
papierosów. Niektórym zdarzało się i być od alkoholu, ale do tego sortu Donner
na szczęście nie należał.
—
Może korzystał z jakiegoś urządzenia, aby zniekształcić swój głos. Tak się da,
to by wyjaśniało nieludzki głos. A ta wola ojca… musimy poszukać czy w zeszłym
wieku nie działy się podobne sprawy. Może koleś kontynuuje robotę swojego ojca.
Wiedział
tylko, że to jest bez sensu. Robili tak już na samym początku i ta sprawa była
zupełnie inna. Wyróżniała się na każdym kroku, nie mieli nowych dowodów, a
stare sprawy nie pasowały do tego, co działo się teraz. Istniała jednak szansa,
że coś przeoczyli. Może coś źle zinterpretowali, pojęcia nie miał. Wiedział
jednak, że czekają ich długie godziny spędzone w archiwum.
—
Odwieź mnie do domu, Jackie — poprosił — nie mogę pracować, jak od drugiej w
nocy jestem na kawie. Spałem tylko trzy godziny, jeśli się nie zresetuję
będziecie mieć trupa na biurku.
—
I zostawiasz mnie samą ze Smithem i jego obleśnymi żartami?
—
Jesteś duża, poradzisz sobie. Rzuć mu w twarz czymś gorszym.
Jackie
roześmiała się na ten żart, na szczęście go załapała. Dokończyli palić i
ruszyli w stronę nieoznakowanego wozu. To była ciężka noc oraz dzień. Donner
nie wiedział kompletnie co powinien myśleć o tej sytuacji. Była naprawdę paskudna.
Jednak fakt, że Blair przeżyła dawał mu nadzieję, że może naprawdę uda im się w
końcu dojść do tego kim jest Podwieszacz. Może nie uda mu się skrzywdzić kolejnej
kobiety. Może ludzie w Detroit będą w końcu mogli się poczuć bezpiecznie. Nie
wiedział tego jeszcze, ale zamierzał dołożyć wszelkich starań, aby to miasto
chociaż po części stało się ponownie bezpieczne. Z ulgą znalazł się w swoim
mieszkaniu. Długi, gorący prysznic postawił go na nogi. W głowie cały czas
miał, co powinien zrobić. Zanim się jednak za to zabrał zjadł porządny obiad,
który składał się z odgrzania chińszczyzny sprzed dwóch dni w mikrofali. Wciąż
była jednak dobra i napełniła jego żołądek, a on zjadł coś więcej niż suchego
krakersa i pół proteinowego batona. Zanim się obejrzał był już wczesny wieczór.
Dwa razy upewnił się, że drzwi oraz wszystkie okna są zamknięte. Broń miał
schowaną pod poduszką, był bezpieczny. Siadł na łóżku, obracając w dłoniach telefon.
Jego wzrok na moment zatrzymał się na ramce stojącej na szafce nocnej. Ramki
były dwie, jednak to ta druga przyciągnęła jego wzrok. Na pierwszej był z
siostrami, zwiedzali wspólnie Londyn pięć lat temu i wtedy jeszcze wszystko
było idealnie. Na drugim była Sofia, z tym swoim zadziornym uśmieszkiem, który
doprowadzał go do szału. Zacisnął wargi, przesuwając kciukiem po policzku.
Zastanawiał się, co by powiedziała, gdyby tutaj była. Nagadałby mu czy wręcz
przeciwnie? Może powiedziałaby, że z czasem go znajdą, a on nie powinien się
tak bardzo zadręczać. Nie miał pojęcia. Przycisnął ramkę do piersi. Znajdę go, S. Przysięgam, że znajdę i
zabiję. Dla ciebie. Odłożył zdjęcie uśmiechając się w smutny, dość
przygnębiający sposób. Trzymał w sobie tę tajemnicę od wielu miesięcy, z nikim
się nie podzielił i rozrywało go od środka, jednocześnie, gdyby tylko wspomniał
słowem zostałby odsunięty od tej sprawy, a dla S musiał w tym wytrwać do końca.
Upewnić się, że gdy dojdzie już do zatrzymania, będzie jednym z pierwszych,
którzy zobaczą to na własne oczy.
Zawahał
się nad wykręceniem numeru telefonu. Nie wiedział, czy postępuje słusznie. Nie
panował teraz nad swoimi emocjami i w trakcie rozmowy mógłby powiedzieć nieco
za dużo, a tego nie chciał i nie potrzebował w swoim życiu. Aktualnie wolał,
gdy nikt nie wiedział co się u niego dzieje. Palec jednak trafił w guzik „zadzwoń”
i nie było już odwrotu. Czekał niecałą minutę, aby po drugiej stronie usłyszeć
znajomy głos.
—
Don! Co za niespodzianka, cześć — wyczuł, że się uśmiecha — dawno nie
rozmawialiśmy. Wszystko w porządku?
—
Tak, tak. Ciebie też miło słyszeć, Viv. Chciałem po prostu zadzwonić. Jesteś u
Dorothy?
—
Nie, u siebie akurat. Byłam wczoraj u Loralie. Oczywiście jej nie było, więc
posprzątałam i sobie poszłam. Dzwoniła do ciebie? Może ty wiesz, gdzie teraz
jest?
—
Chyba znasz odpowiedź, nie mam pojęcia. Nie rozmawialiśmy od świąt.
Powinno
być mu wstyd, że od tak długiego czasu nie rozmawiał z siostrą. Jednak nie
potrafił się sam zmusić do tego, aby do niej zadzwonić. Szanse, że by nie
odebrała były ogromne. Nie odpowiadała na urodzinowe życzenia, więc tym
bardziej nie odpowiedziałaby na telefon wykonany w ciągu dnia czy na wieczór. Od
rodzinnych rozmów miał Vivian, która pod telefonem w przeciwieństwie do siostry
była zawsze. O ile nie siedziała w pracy. Nie musiał długo czekać na pytanie z
jej strony. Krótkie co się stało,
wystarczyło, aby go przejrzeć. Jak zawsze westchnął, bo zbyt szybko dostrzegła
jaki ma cel w rozmowie. Prawda była taka, że nie rozmawiali za często.
Mieszkali dość blisko, jednak nie odwiedzali się. Ich telefony były rzadkie,
rozmowy jeszcze krótsze. Przeczuwała, że coś jest nie w porządku.
—
Kocham cię, wiesz o tym? Chciałbym, żebyś na siebie uważała, V. Wiem, jesteś
dorosła i masz swoje życie, robisz co chcesz. Poza tobą nie mam nikogo, Lora gdzieś
tam zawsze będzie, ale sama wiesz, jak z nią jest. Martwię się o ciebie i gdyby
coś ci się stało, prawdopodobnie rozniósłbym na małe strzępy każdego, kto
chociażby podniósł na ciebie palec.
—
Chodzi o tego Podszywacza, prawda? Wciąż go nie złapaliście? — zapytała z
cichym westchnięciem. Pewnie, gdyby teraz była obok niego objęłaby go i
przytuliła. Byłby za to jej cholernie wdzięczny. — Uważam na siebie, Don.
Codziennie myślę o tobie i Lorze, gdyby wam się coś stało… wiesz, że bym tego
nie zniosła. Nie musisz się martwić, Don. W Burlington nie dzieje się nic,
wartego uwagi. A już na pewno nie ma seryjnych morderców. Gdyby byli… wiedziałabym
o tym. Nie martw się, proszę.
—
Po prostu chcę, żebyś była bezpieczna. To wszystko.
—
To urocze z twojej strony, wiesz? Będę, przyrzekam.
—
Przyrzekam.
Na
tym się skończyło. Donner rozłączył się i podłączył telefon do ładowarki.
Ustawił budzik na dziesiątą rano. Wcześniej nie miał zamiaru opuszczać łóżka. Był
przemęczony, zbliżała się siódma wieczorem i była to idealna pora, aby pójść
spać. Potrzebował tego, jeśli jutro chciał w jakikolwiek sposób funkcjonować.
Odpłynął tak szybko, jak tylko jego głowa dotknęła poduszki i wydawać się
mogło, że całą noc spędzi na spokojnym śnie. Przez większą część czasu tak
właśnie było. Śniły mu się same głupoty, potem zupełnie nic. W którymś momencie
sceneria zaczynała być znajoma, ponownie znalazł się na miejscu zbrodni. Był
październik, paskudna jesienna noc. Cały czas lało i wiało, momentami padał
grad. Służbowy wóz zostawił przynajmniej kilometr za sobą, biegł przez ten cały
czas. Gałęzie uderzały go w twarz zostawiając na niej mokre plamy. Podążał śladem
Podwieszacza, który biegł przed nim parę metrów. Śmiał się tym dziwnym,
zniekształconym głosem. Zachowywał, jakby to była chora gierka, a on trzymał
wszystkie karty. Ale czy nie tak właśnie było? Czy nie trzymał wszystkich kart?
Donner przyspieszył, ale gdy on to robił, morderca znajdował się coraz dalej od
niego. Dobiegł w końcu do niewielkiego domku, nie było żadnego śladu po Powieszaczu,
ale coś nakazywało mu wejść do środka. W pierwszej chwili uderzył w niego
smród, następnie przy każdym korku wyczuwał ciecz na podłodze, która później okazała
się być krwią. W pomieszczeniu obok leżała bezwładnie rozłożona na podłodze Amy.
Niczym obdarta z ubrań lalka Barbie. Dziewczyna nawet nie drgnęła, gdy Donner
się do niej zbliżył. Wodziła wzrokiem po suficie, czekając na upragnioną
śmierć. Opadł na kolana przed dziewczyną, tą młodą Amy, która miała całe życie
zaplanowane. Nakrył jej nagie ciało swoją kurtką, powtarzając w kółko, że
wszystko będzie w porządku, pomoc przecież jest już w drodze. W którymś
momencie trzymał jej dłoń, delikatnie głaszcząc jej wierzch. Powtarzał wciąż te
same słowa, będzie dobrze, pomoc już
jedzie, jesteś bezpieczna, zostanę z tobą. Ciągle i ciągle, nieprzerwanie. Powinien
wciąż za nim biec, chociaż powinien spróbować go złapać. Ale nie potrafił
zostawić Amy tu samej, pozostawionej na pastwę losu. Umierającej. Włosy
ponownie weszły jej na twarz, odgarnął je z wolna i drgnął, gdy odsłonił jej
twarz. Nie było już Amy, nie było nieznajomej dziewczyny z jasnymi włosami
pokrytymi krwią.
—
Znajdź go dla mnie, Don. Znajdź i zabij,
proszę.
Poczuł
jak przez jego ciało przechodzi dreszcz, od miesięcy nie słyszał jej
prawdziwego głosu. Już nie był pewien czy to jest sen czy przykre wspomnienie.
Nie wiedział, nie chciał wiedzieć. Patrzył zaszklonym wzrokiem na zmasakrowaną
twarzyczkę ukochanej, bez ustanku powtarzając te same słowa, które mówił Amy. Otworzyła
szerzej oczy, które zupełnie nie przypominały tych, które patrzyły na niego z
czułością, z kącika ust spłynęła strużka krwi. Nie chciał patrzeć na zapadającą
się twarz, ale nie potrafił oderwać wzroku. Ponownie od niego odchodziła i
ponownie nie mógł nic zrobić.
Poderwał
się nagle do siadu, wykrzykując jedno imię. Zalany potem, przestraszony
spojrzał na zegarek, który wskazywał piątą dwanaście. Zadrżał ponownie. O tej
godzinie umarła.
W końcu doczytałam. I jak spodziewałam się rozdziału nieco przejściowego – jakby nie patrzeć to dopiero drugi wpis – tak końcówka nieźle mnie rozstroiła. Ale może po kolei.
OdpowiedzUsuńPodoba mi się charakter pani doktor. To jedna z tych osób z pasją, które przekładają dobro pacjenta ponad wszystko inne, a przy tym mają dość pewności siebie, by o to zawalczyć. Blair dodatkowo jest znajomą, skoro tam pracowała, a to w gruncie rzeczy znaczy bardzo dużo. Lekarze (i nie tylko) nie bez powodu ze względów etycznych są odsuwani, kiedy w grę wchodzą członkowie rodziny. Bo nieważne ile zła widzi się na co dzień, wszystko wydaje się dość abstrakcyjne, póki nie dotyczy kogoś, kogo znamy. W końcu wtedy to już nie jest przypadkowa, bezimienna ofiara.
Trudno mi powiedzieć czy ona faktycznie miała szczęście, skoro przeżyła, bo tak naprawdę nigdy nie dojdzie do siebie. Z drugiej strony, patrząc na to, co jeszcze mogłoby ją spotkać…
Coś tam o sprawie napomknęłaś mi wcześniej i nie byłam pewna jak ująć, by nie napisać za dużo. Teraz widzę, że nie muszę aż tak się bać – wprost zasugerowałaś, że stało się coś… nie do końca normalnego. I że Donner ma ciekawą przeszłość. Delikatnie rzecz ujmując.
Wspominałam, że gościa uwielbiam? I teraz cholernie mu współczuję, bo sen na końcu mówi sam za siebie. Widać, że to sprawa osobista, a takie nigdy nie kończą się dobrze. Kiedy w grę wchodzą istoty nie do końca ludzkie, tym bardziej. Coś tu się dzieje, a ja jestem bardzo ciekawa jak pociągniesz ten wątek.
No i jeszcze rozmowa z Vivi… Nie wiem czy to zaskoczenie, ale trochę porównuję tę trójkę do moich Licavolich. I po prostu czuję tę nieco skomplikowaną więź między nimi – bo jakoś nie wątpię, że chociaż ich relacje mocno się rozluźniły, zrobiliby dla siebie wszystko. Nie chcę wiedzieć, co poczułby Don, gdyby nagle się okazało, że kolejną z ofiar może być któraś z jego sióstr…
Wspominałaś, że piszesz trójeczkę, więc poproszę. Czekam mocno, zwłaszcza że to opowiadanie pisze się samo. <3
Chryste, kobieto, co to opowiadanie ze mną robi... Ja tu sobie od południa na spokojnie czytałam o metodach nauczania i uczenia się, słucham Korteza, a Ty nagle jeb, z buta wjechałaś z mordercą, podwieszaczem, krwią i trupami. Sama sobie to zaserwowałam, wiem, ale... Wow. Dość oczyszczające uczucie, że tak to ujmę.
OdpowiedzUsuńNo ale po kolei: sprawa z ocalałą Blair. Ness dosłownie wyjęła mi z ust to, co sama chciałam powiedzieć - niby przeżyła, ale co to będzie za życie? Wieczny strach, terror, poczucie niekompletności i obrzydzenia do siebie, świata, oprawcy... Brr. Nie umiem sobie nawet wyobrazić, co takiego czuje ta dziewczyna. Ból fizyczny przyćmi morfina, ale co z tym psychicznym? Ponadto nie mogę wyzbyć się wrażenia, że to całe jej "ocalenie" nie było przypadkowe. Blair powróci, jestem tego pewna. I to w spektakularnym stylu.
Podoba mi się to, w jaki sposób kreujesz Donnera. W poprzednim rozdziale był poważny, ale tu pokazał też swoje inne oblicze. Jest troskliwy i opiekuńczy, szczególnie względem swoich sióstr. Możliwe że te zmartwienia powodowane są głównie pasmem nierozwiązanych zbrodni, w takich sytuacjach człowiek zdaje się bardziej doceniać kruchość życia, ale tak czy siak udowadnia, że zależy mu na rodzinie - nawet wtedy, gdy fizycznie nie jest tego w stanie im okazać. To jeden z tych facetów, którego życzysz własnej córce/przyjaciółce na męża. Złoto nie facet. Szkoda że w realnym świecie ciężko o takich ;p
Końcówka wbiła mnie w fotel. Dosłownie. Spodziewałam się przejściówki, ale ta akcja... No no, Gabi, gratuluję. Oficjalnie stałam się psychofanką tego opowiadania.
Mykam czytać dalej, bo nie zasnę, cholera!
Buziaki xo